Gaba Kulka - koncert , 23 X 2009
Tym razem Regionalny Ośrodek Kultury wraz z „Retro” przygotowali dla melomanów prawdziwe wydarzenie: koncert Gaby Kulki. W ciągu kilku ostatnich miesięcy Gaba stała się prawdziwym objawieniem polskiego rynku muzycznego.
Z wielką swobodą i
erudycją muzyczną łączy bowiem gatunki na pozór do siebie nie pasujące,
łamie bariery i przekracza granice, udowadniając, że w muzyce nie ma
rzeczy niemożliwych. Dla nieco bardziej zorientowanych w temacie jest
faktem oczywistym, że nie jest debiutantką. Jednak masowa publiczność
odkryła ją dopiero po niedawnej premierze albumu „Hat, Rabbit”.
Nieporozumienie bierze się zapewne stąd, że wcześniejsze płyty Gaby
wydane były własnym sumptem, a najnowsza, dzięki promocyjnemu wsparciu
wydawcy, Mystic Production, stała się powszechnie znana. A także, co
nie zawsze idzie w parze, popularna: kilka dni temu oficjalnie podano,
że „Hat, Rabbit” zdobyła tytuł Złotej Płyty, po sprzedaniu co najmniej
15.000 egzemplarzy. Oczywiście taki nakład dla tych, którzy pamiętają
wielkość sprzedaży płyt jeszcze dekadę temu może wydawać się śmiesznie
mały. Jednak w dobie piractwa internetowego i spadających wręcz
drastycznie nakładów płyt innych wykonawców musi budzić szacunek. Także
bilety na łomżyński koncert Gaby sprzedawały się całkiem nieźle. Tak
więc w piątkowy wieczór „Retro” zapełnili wielbiciele talentu Kulki,
jej zagorzali fani oraz miłośnicy dobrej muzyki. I na pewno nikt nie
czuł się rozczarowany po tym koncercie.
Gaba Kulka
udowodniła, że na scenie czuje się niczym przysłowiowa ryba w wodzie.
To, co można usłyszeć na płytach, to świetny, ale zaledwie szkic,
wprawka. Te kompozycje zdają się ożywać, nabierać pełnego blasku
dopiero na scenie. Mamy tu do czynienia z sytuacją podobną do tego, co
kreuje na płytach i na scenie Czesław Śpiewa: niezwykle eklektyczne,
wręcz intrygujące połączenie tak wielu gatunków muzycznych, że u nie
przygotowanych czy nie przyzwyczajonych do takich dźwięków, nadmiar
wrażeń może wywołać zawrót głowy. W muzyce Gaby jest niemal wszystko:
rock, pop, jazz, klasyka, muzyka kabaretowa i wodewilowa, blues,
gospel, piosenka aktorska… I, ku zaskoczeniu malkontentów, wszystkie
elementy tej muzycznej układanki pasują do siebie idealnie, dzięki
talentowi, wyobraźni, charyzmie i głosowi Gaby Kulki. Tak było też w
piątek. Gaba na godzinę zaczarowała słuchaczy, przenosząc ich w inny
wymiar, do swojego muzycznego świata. Tym razem stworzyła go niemal
zupełnie sama, tylko z pomocą perkusisty, Roberta Rasza. Przyznam, że
obawiałem się trochę, jak to wypadnie na żywo – tylko głos, klawisze i
perkusja ? Moje obawy były jednak nieuzasadnione. Robert Rasz okazał
się prawdziwym wirtuozem, a jego partie rzadko kiedy były stricte
rytmiczne. Powiedziałbym raczej, że grał solowo, idealnie uzupełniając
partie pianistki. Gaba Kulka dała zaś prawdziwy popis gry.
Z racji swego
wykształcenia radziła sobie doskonale. To, że na scenie nie było na
przykład basisty, nie stanowiło żadnego problemu – lewa ręka Gaby
załatwiła sprawę. Ci, którzy pamiętają, co wyprawiał Ray Manzarek z The
Doors, zespołu, który nie miał basisty w składzie, domyślą się, w czym
rzecz. Do tego partie solowe, różne ozdobniki, cytaty, pastisze wręcz –
było czego posłuchać także na drugim czy nawet trzecim planie tych
kompozycji. Kompozycji częściowo improwizowanych, co uważniejsi
słuchacze bez trudu mogli wychwycić, obserwując zachowanie muzyków na
scenie.
Koncert zaczął się
dość spokojnie, jakby Gaba badała nastawienie słuchaczy, słuchających w
milczeniu, wręcz skupieniu. Trochę bluesa, czarowanie głosem „pod” Kate
Bush i sala była jej. Już przy „Królestwo i pół” całkowicie rozluźnieni
muzycy, czujący życzliwe zainteresowanie, wręcz wsparcie widowni,
niemal zatracili się w muzyce. Kolejny utwór, zapowiedziany „to jest
piosenka z filmu o szpiegostwie przemysłowym” wywołał znaczne
poruszenie na sali. Nic dziwnego jednak, bo rzadko się zdarza, by
interpretacja „Na pierwszy znak”, piosenki z repertuaru legendarnej
Hanki Ordonówny, w wykonaniu młodej wokalistki wypadła tak dobrze. A
Gaba zaśpiewała tę piosenkę wręcz fantastycznie – tylko z podkładem
swego Rolanda 700 SX, w balladowej konwencji. Szybkie, dynamiczne „Kara
Niny” i „Heard The Light”, po nich na poły balladowy, zaczęty a
cappella „Aaa…” i znowu szybszy, z dynamicznymi partiami perkusji
„Propaganda” wypadły równie dobrze. Ten ostatni utwór Robert Rasz
ozdobił króciutką solówką w końcówce. Singlowe, znane z listy przebojów
Trójki „Niejasności”, przedstawione chyba w znacznie bardziej
dynamicznej wersji, niż na płycie i dla odmiany wolniejszy, z
wyeksponowanymi w aranżacji partiami pianina „Słuchaj” zabrzmiały jako
kolejne. Niestety zanosiło się na to, że powoli zbliżamy się do końca
koncertu. Jeszcze tylko dynamiczny „Hat, Meet Rabbit” i lżejszy,
kojarzący się nieco z „Imagine” Johna Lennona „Laleczka” i
koniec…Czternaście utworów minęło błyskawicznie. Publiczność stanęła
jednak na wysokości zadania, a i wyraźnie zadowoleni artyści nie kazali
się długo prosić i ponownie weszli na scenę. Dwa bisy
usatysfakcjonowały chyba wszystkich.
Pozostaje mieć
nadzieję na to, że Gaba Kulka za jakiś czas odwiedzi nas ponownie, co
już zapowiedziała, zachwycona przyjęciem i miejscem, gdzie odbył się
występ. Innych zachęcam zaś do wybrania się na jej koncert – jest
okazja, bo już 3 XI zaczyna się trasa „Trójka Tour”. Na pewno nie
pożałujecie, chyba, że jesteście głusi, ortodoksyjni do bólu i nie
macie poczucia humoru. Jeśli jednak tak nie jest, progresywny pop Gaby
Kulki rzuci was na kolana !
Wojciech Chamryk
http://www.metalmundus.pl/articles.php?article_id=2186